Pierwszy 1000 na bTwinku - jest co świętować ;-)
Piątek, 7 maja 2010
· Komentarze(5)
Kożystając z okazji, że wczoraj zacząłem w końcu upragniony wolny weekend przyjechałem w rodzinne strony w okolice Jasła. Oczywiście nie zapomniałem zabrać ze sobą mojego bTwinka.
Mimo, że pogoda nie najlepsza wybrałem moment kiedy akurat zaświeciło słońce i postanowiłem na nim trochę pobrykać - a u nas na podkarpaciu to naprawdę jest gdzie - całkiem dobre drogi, dla każdego coś się znajdzie i płaskie trasy, długie podjazdy i szybkie zjazdy czyli czego dusza zapragnie.
Z Warzyc (miejscowość niedaleko Jasła) wybrałem się do Frysztaka drogą nr 988, nowiutki asfalcik, niewielki ruch, fajne górki. W okolicach Lubli padł mój jak dotąd największy rekord prędkości 66,72km/h. Może by było nawet z 67 ale już potwornie zaczynałem się bać czy aby mi któreś koło nie odpadnie ;-)
We Frysztaku skręciłem w lewo i przejechałem gminną mało uczęszczaną a całkiem fajną drogą przez Gogołów do Kleci. W Gogołowie zrobiłem zdjęcie drewnianego zabytkowego kościoła (jak nauczę sie wklejać zdjęcia to napewno je wkleję;-). Z Kleci 73ką w kierunku Jasła. Niestety w Kołaczych pierwszy raz dopadła mnie ulewa. Przeczekałem chwilę pod jakimś sklepem ale nie za długo bo w miejscu nie ustoję i pojechałem dalej do Jasła. Tu mimo, że droga dość ruchliwa to jest nowy asfalt i prawie na całej długości jest pobocze więc poboczem pruje się jak po szosie ;-)
W Jaśle przywitało mnie przepiękne słoneczko, co zachęciło mnie do dalszej jazdy. Ulicą Floriańską dojechałem do Wolicy, dalej Czeluśnica, Umieszcz, Tarnowiec i w Tarnowcu znowu ulewa :-( chciałem zrobić jeszcze kilka kilometrów w stronę Jedlicza i Odrzykonia a tam to bym mógł fotkę zamku zrobić, ale ze względu na pogodę pojechałem do Szebni a z tamtąd 28ką spowrotem do Warzyc.
Wynik słabiutki - tylko 66,16km ale przynajmniej przekroczyłem 1000 na bTwinku, jak dotychczas nic się w nim odpukać nie zepsuło - jedynie w tylnim kole będzie trzeba jedną szprychę dokręcić no i to szalone 66,72km/h wiatr we włosach ;-)
Tak mniej więcej wyglądała moja trasa - metodą prób i błędów udało mi się w końcu wsadzić mapkę - Kajman byłby ze mnie dumny jakby zobaczył moje osiągnięcia informatyczne ;-)
A ze względu na to, że mój rower skończył już pierwsze 1000km kupiłem mu z tej okazji czujnnik kadencji i pulsometr Sigma PC 15, w poniedziałek spodziewam się przesyłki i jak wrócę do Krakowa to zakładam, a przy okazji będę miał ciekawsze statystyki.
Mimo, że pogoda nie najlepsza wybrałem moment kiedy akurat zaświeciło słońce i postanowiłem na nim trochę pobrykać - a u nas na podkarpaciu to naprawdę jest gdzie - całkiem dobre drogi, dla każdego coś się znajdzie i płaskie trasy, długie podjazdy i szybkie zjazdy czyli czego dusza zapragnie.
Z Warzyc (miejscowość niedaleko Jasła) wybrałem się do Frysztaka drogą nr 988, nowiutki asfalcik, niewielki ruch, fajne górki. W okolicach Lubli padł mój jak dotąd największy rekord prędkości 66,72km/h. Może by było nawet z 67 ale już potwornie zaczynałem się bać czy aby mi któreś koło nie odpadnie ;-)
We Frysztaku skręciłem w lewo i przejechałem gminną mało uczęszczaną a całkiem fajną drogą przez Gogołów do Kleci. W Gogołowie zrobiłem zdjęcie drewnianego zabytkowego kościoła (jak nauczę sie wklejać zdjęcia to napewno je wkleję;-). Z Kleci 73ką w kierunku Jasła. Niestety w Kołaczych pierwszy raz dopadła mnie ulewa. Przeczekałem chwilę pod jakimś sklepem ale nie za długo bo w miejscu nie ustoję i pojechałem dalej do Jasła. Tu mimo, że droga dość ruchliwa to jest nowy asfalt i prawie na całej długości jest pobocze więc poboczem pruje się jak po szosie ;-)
W Jaśle przywitało mnie przepiękne słoneczko, co zachęciło mnie do dalszej jazdy. Ulicą Floriańską dojechałem do Wolicy, dalej Czeluśnica, Umieszcz, Tarnowiec i w Tarnowcu znowu ulewa :-( chciałem zrobić jeszcze kilka kilometrów w stronę Jedlicza i Odrzykonia a tam to bym mógł fotkę zamku zrobić, ale ze względu na pogodę pojechałem do Szebni a z tamtąd 28ką spowrotem do Warzyc.
Wynik słabiutki - tylko 66,16km ale przynajmniej przekroczyłem 1000 na bTwinku, jak dotychczas nic się w nim odpukać nie zepsuło - jedynie w tylnim kole będzie trzeba jedną szprychę dokręcić no i to szalone 66,72km/h wiatr we włosach ;-)
Tak mniej więcej wyglądała moja trasa - metodą prób i błędów udało mi się w końcu wsadzić mapkę - Kajman byłby ze mnie dumny jakby zobaczył moje osiągnięcia informatyczne ;-)
A ze względu na to, że mój rower skończył już pierwsze 1000km kupiłem mu z tej okazji czujnnik kadencji i pulsometr Sigma PC 15, w poniedziałek spodziewam się przesyłki i jak wrócę do Krakowa to zakładam, a przy okazji będę miał ciekawsze statystyki.