W niedziele w koncu pogoda (prawie) sie ustabilizowala - wiec razem z moim kumplem Michalem (nie ma go na BS) postanowilismy popracowac nad kondycja. Umowilismy sie z samego rana pod Secesja (rog Wielickiej i Powst. Slaskich) i pojechalismy najpierw do Niepolomic, gdzie w Salonie z Lodami "Ambrozja" zjedlismy po kilka galek ;-) a pozniej Droga Krolewska przez Puszcze Niepolomicka prawie pod Bochnie gdzie Miska Ciocia zaprososila nas na pyszna zupke pomidorowa :-) Po zupce wrocilismy do Puszczy a z tamtad do Klaju, Szarowa, w Szarowie w lewo i wzdloz autosrady do Wegrzc Wielkich i do Krakowa. Na Rondzie Grunwaldzkim kazdy pojechal w swoja strone. Misiek ma zdecydowanie lepsza kondycje wiec wypruwalem sobie flaki, zeby za nim nadazyc a on pod gorke musial zwalniac zebym go dogonil ale od czego w koncu sa przyjaciele ;-) A wszystkim szosowcom polecam Puszcze Niepolomicka - maly ruch a calkiem dobra nawierzchnia :-)
Moj bTwinek na rozstaju drog w samym srodku Puszczy Niepolomickiej - w ktora tu teraz jechac strone? ;-)
Sciezka rowerowa w Puszczy Niepolomickiej.
Przejazd kolejowy w Klaju, Misiek i nasze rowery bTwinek i Trek a w drugim planie pociag relacji Rzeszow-Krakow.
Znowu pochmurno wiec postawilem nie wybierac sie za Krakow zeby nie zmoknac. Zmobilizowalem sie w konu wypelnic karte gwarancyjna bTwinka i odwiezc ja do Decathlonu na Zakopianke - najprosciej jak sie da czyli glownymi ulicami z NH, pozniej zaczalem zwiedzac Boek Falecki ale zaczelo kropic wiec sciezkami rowerowymi kierowalem sie do domu. W okolicy ronda Polsadu zaczelo ostro padac wiec przeczekalem ulewe na przystanku autobusowym i z zalem wrocilem do domu - z mojego planu ponad 100 kilometrow udalo mi sie wykonac niewiele ponad 40 :-(
W koncu ladna pogoda i wolne w pracy wiec wybralem sie na miasto. Pojezdzilem troche sam ale to nudne wiec zadzwonilem do Przemka i Mateusza i wybralismy sie pojezdzic wspolnie. Jako, ze ja przyjechalem na bTwinku to Ziomale byli zmuszni do jazdy po asfalcie ;-) Najpierw zaliczylismy kopce: Kosciuszki i Pilsudskiego a pozniej ZOO i klasztor oo. Kamedulow. Podjazd pod ZOO zaliczylem w 8:12 minuty - to byla moja pierwsza proba, ale czas niestety najslabszy z naszej trojki - musze jeszcze treche pocwiczyc ;-) Pozniej rozjechalismy sie w trzy strony swiata, chlopaki do domow a ja na kilka okrazen wzduz Bloni co by popraic statystyki ;-)
"Slimak, Slimak pokaz rogi..." - po powodzi na sciezkach rowerowych wybuchla inwazja slimakow.
Kopiec Kosciuszki - zabezpieczony po majowych ulewach.
Klasztor oo. Kamedulow - od lewej rowery: moj, Mateusza i Przemka.
We wtorek rano zainstalowałem na moim bTwinku pulsometr Sigma PC 15, w związku z czym należało go przetestować.
Udałem się na Błonia, zrobiłem kilka kółek i postanowiłem zadzwonić do Mateusza, on zadzwonił do Przemka i razem wyskoczyliśmy na tor kajakowy a później do Tyńca.
W Tyńcu zadzwonili do mnie z pracy, że następnego dnia muszę wyjechać służbowo do Jeleniej Góry na kilka dni, co wiąże się z tym, że nie mogę pojeździć na rowerze do końca tygodnia więc nie wiem czy uda mi się zrobić w maju więcej kilometrów od Kajmana ;-)
Ale mimo tego, że nie mam okazji pojeździć, w Jeleniej Górze przytrafiła mi się wielka niespodzianka - spotkałem pewną piękną i sympatyczną osobę, z którą nie omieszkałem zrobić sobie zdjęcia - kto jest zapalonym rowerzystą powinien od razu ją rozpoznać - dla tych którzy nie wiedzą kto to podpowiem, że ma na imię Maja :-)
Nie ma nic fajniejszego niż popedałować sobie w niedzielne popołudnie - z takiego założenia wyszedłem dziś po obiedzie i postanowiłem pojeździć, szczególnie, że nawet sytuacja na niebie nie wyglądała najgorzej...
Po wczorajszym dystansie na dziś zaplanowałem lekką, łatwą i przyjemną trasę turystyczno-krajoznawczą, taką, żeby jeszcze kilkoma fotkami pochwalić się Eli i Piotrkowi.
Zaplanowałem dwa cmentarze wojenne, dwa kościoły, w tym jeden zabytkowy drewniany, w planach miałem również dworek Marii Konopnickiej w Żarnowcu (Ci, którzy chodzili do szkoły zanim Roman G. został ministrem edukacji wiedzą, że to ta od "Na jagody" ;-), Muzeum Przemysłu Naftowego w Bóbrce i Pustelnię Św. Jana w Dukli a później powrót malowniczą drogą z Dukli do Nowego Żmigrodu, dalej na Folusz i do domu - w sumie miało wyjść niewiele ponad 100km ale zakładając, że wycieczka miała trwać do wieczora był to całkiem przyjemny dystans.
Najpierw zwiedziłem Cmentarz Ofiar Terroru Hitlerowskiego w Warzycach - jakieś 2.5km od mojego domu, później udałem się dla odmiany na Cmentarz Jeńców Radzieckich Zamordowanych przez Hitlerowców - to jakieś 5km od mojego domu.
Wstyd się chwalić, ale prędkość maksymalną tego wyjazdu - 62.98 uzyskałem w terenie zabudowanym w Bierówce ;-)
Po cmentarzach przyszedł czas na kościoły - Kościół pw. św. Marcina w Szebniach z 1605 roku z modyfikacjami w 1894 i Sanktuarium Matki Bożej Zawierzenia w Tarnowcu.
Jak już zwiedziłem cmentarze i kościoły postanowiłem wyrwać się z zadumy i udać do Żarnowca do dworku Marii Konopnickie, więc z Tarnowca przez Potakówkę pojechałem do Jedlicza, w Jedliczu skręciłem na Chlebną, ale w Porębach nie było oznaczenia drogi na Żarnowiec więc przeoczyłem zakręt i dojechałem do Łubna Szlacheckiego, tam już zupełnie nie było, żadnych oznaczeń, a że pierwszy raz zawitałem w te rejony i to na dodatek bez mapy na rozstaju dróg pojechałem w prawo. Jak dojechałem do Łajsc - a Łajsce wszyscy znają bo tam swego czasu zlokalizowana była najbardziej popularna w całym powiecie dyskoteka "Maxim" coś jak Energy 2000 tylko -1999 więc zorientowałem się, że jadę w złym kierunku, zrobiłem nawrotkę i zacząłem mknąć w kierunku Zręcina z myślą, że jeśli nie trafię do Żarnowca to chociaż tą Bóbrkę i Duklę zaliczę...
No i wtedy się zaczęło - w Żeglcach zaczęło padać, na szczęście wieś cywilizowana - mają przystanek PKS, w którym nawet dach nie przecieka więc postanowiłem przeczekać co by znowu nie chlipać butami... i tak sobie leżałem prawie dwie godziny na tym przystanku i tylko coraz gorzej lało a o odwrocie nie było mowy bo nad Tarnowcem słyszałem grzmoty piorunów... do wyboru miałem albo czekać w nieskończoność albo jechać w mega ulewie... więc wybrałem tą trzecią opcję - zacząłem wydzwaniać do wszystkich kumpli z Krosna, którzy posiadają samochody kombi - coby się mój bTwinek zmieścił - jeden kumpel jak na złość w Krakowie, drugi w Rzeszowie ale jak to się mówi "do trzech razy sztuka" - trzeci odnalazł mnie w środku ulewy na przystanku w Żeglcach, spakowaliśmy bTwinka do bagażnika i tym oto sposobem znalazłem się cały i suchy w domu :-)
A teraz zaczynam się rozglądać za jakimś odzieniem na sytuacje takie jak dzisiaj bo jak wyjadę gdzieś, gdzie nie będę miał znajomych to będę musiał nawet i dwa dni na przystanku koczować ;-)
A oto kilka fotek z dzisiejszej wycieczki:
Cmentarz Ofiar Terroru Hitlerowskiego w Warzycach 1939-1944. W latach 1940-1944 w lasach warzyckich odbywały się liczne egzekucje dokonywane przez policję i Gestapo z Jasła. Na tym cmentarzu spoczywa około 5000 osób. W 32 mogiłach zbiorowych pochowani są Polacy - mieszkańcy powiatu jasielskiego.
Cmentarz Żołnierzy Armii Radzieckiej w Bierówce. We wsi Bierówka zginęło z rąk okupanta niemieckiego ok. 4000 żołnierzy i oficerów armii radzieckiej wziętych do niewoli. Jeńcy, którzy zostali wymordowani pochodzili z obozu jeńców istniejącego w latach 1942-1944 we wsi Szebnie.
Zabytkowy kościół w Szebniach. Kościół pw. św. Marcina zbudowany w 1605 roku, ostatecznie przebudowany w 1894 roku a remontowany po II wojnie światowej. Kościół ten znajduje się na podkarpackim szlaku architektury drewnianej.
Sanktuarium Matki Bożej Zawierzenia w Tarnowcu.
Przystanek PKS w Żeglcach. Smutny koniec mojej wyprawy - niestety ostra ulewa nie pozwoliła mi kontynuować wycieczki - telefon do przyjaciela i resztę wycieczki kontynuowałem już w samochodzie ;-)
Sobotni poranek nie zapowiadał się zbyt rewelacyjnie, ale już koło 11 wyszło przepiękne słoneczko i zniknęły wszystkie chmurki, więc jak tu tego nie wykorzystać, tym bardziej, że Przemek z Mateuszem na dzisiaj zaplanowali ostrą wyprawę a Ela z Piotrkiem znowu mnie wieczorem zastrzelą jakimiś fajnymi fotami i dystansem grubo ponad 100km, a moje ego przez duże "E" by tego nie zniosło ;-)
Więc cóż - postanowiłem nie leżeć tyłkiem do góry a chwyciłem butelkę WD40 popryskałem po łańcuchu, chwyciłem telefon komórkowy z aparatem 5megapikseli i popędziłem przed siebie w kierunku zachodzącego słońca jak to swego czasu robił Lucky Luck ;-)
Najpierw udałem się na Górę Liwocz - 4,5km podjazdu, gdzieniegdzie o takim nachyleniu, że żeby jechać do góry trzeba siedzieć na siodełku bo inaczej tylne koło boksuje a jak już się siedzi na tym siodełku to przednie koło podrywa do góry. Liwocz jest dla zapalonych rowerzystów z Jasła tym czym Tor Kajakowy w Tyńcu dla Krakusów - dzień bez wjazdu na Liwocz jest dniem straconym. Wyjazd trwa około 45 minut, przy czym ostatnie 1,5km jest po nieutwardzonej drodze ale za to jakie czekają na górze widoki - zamieściłem link do strony z panoramką Liwocza - patrzcie i podziwiajcie :-)
Jak już sie wyjedzie i popatrzy to wtedy się zjeżdża na dół - mniej więcej 5 minut - jak ktoś lubi speeda to nawet i krócej ;-) Z Liwocza udałem się w kierunku Jodłowej - asfalt całkiem spoko (jedynie w gminie Brzyska słabiutki), fajne zjazdy i podjazdy a i widoki całkiem miłe dla oka. Dalej Jodłowa - a tam Sanktuarium Dzieciątka Jezus, i fajna droga w kierunku Ryglic. A w Ryglicach dopiero zaskoczenie - przepiękne miasteczko, na rynku fontanna z figurką "Dziecka Unii Europejskie", pomnik poświęcony poległym pod Grunwaldem maszty z flagą Polski i Unii - co oni tak z tą Unią?? ;-) Porobiłem kilka fotek, minąłęm grupkę czterech zroweryzowanych - w tym dwie niewiasty - niestety jechali w innym kierunku bo bym się z nimi zabrał ;-) W Tuchowie na rozstaju dróg trzasnąłem fotkę jeziorka i popędziłem w kierunku Gromnika. Droga taka, że Tour de Pologne by można było urządzać - asfalt pierwsza klasa. Niestety mój sielski nastrój zaburzyły chmury, które zaczęły się kłębić nad Gorlicami - mimo tego miałem nawet szczęście bo z Ciężkowic do Gorlic jechałem cały czas po mokrej drodze, ale z góry nic nie kapało a na horyzoncie cały czas miałem tęczę. Nie robiłem już fotek od Gromnika bo pogoda nie za bardzo mnie do tego nastrajała ;-) Dojechałem do Gorlic miałem plan pojechać w kierunku Nowego Żmigrodu ale to co wisiało mi nad głową nie za bardzo nastrajało do klepania kolejnych kilometrów, więc żeby skrócić dystans i jak najszybiciej znaleźć się w domu pomknąłem 28ką w stronę Jasła - pech chciał, że po lewej stronie drogi miałem pięknie świecące słońce a po prawej stronie nawalał deszcz a 28ka była taką granicą, niestety na granicy była mokra nawierzchnia i z góry też deszcz dawał radę - ale już było za późno, żeby zawracać ;-) Z kilometra na kilometr byłem coraz bardziej mokry, przystanąłęm jedynie na obwodnicy Biecza, żeby zrobić fotkę Biecza dla Kajmana, chociażby z perspektywy obwodnicy, bo do centrum to już nie miałem nastroju wjeżdżać ;-) W Przysiekach poczułem chlupotanie w butach, co trochę pomogło mi nabrać motywacji, żeby jak najszybciej znaleźć się w domu ;-) Dojechałem do Jasła gdzie przywitała mnie piękna pogoda, pod domem miałem na budziku 149,14 km więc, żeby mi nikt nie zarzucił, że nie dopedałowałem do 150 machnąłem rundkę wokół wioski i przekroczyłem magiczne 150 ;-)
Średnia taka słaba bo co chwilę zatrzymywałem się robić zdjęcia bo Kajman się ze mnie nabija, że zdjęć nie wstawiam więc natrzaskałem mu tyle na telefonie, że prawie mi bateria padła a on niech sobie poogląda i zobaczy, że na podkarpaciu też całkiem fajne widoki ;-)
Niezła traska - no nie? Jakbym ją narysował przed wyjazdem to bym się pewnie nie odważył jechać ;-)
Kilka fotek, tak żeby Kajman nie myślał, że się dalej nie nauczyłem pełnej obsługi BSu, i żeby nie było, że tylko biję kilometry a przy okazji nie podziwiam widoków ;-)
Na rozgrzewkę przed Liwoczem wyskrobałem się pod krzyż w Ujeździe i pyknąłęm kilka fotek, ta według mnie wyszła najlepiej :-)
Podjazd pod górę Liwocz - 3km po asfalcie z pięknym widokiem na sam szczyt.
Podjaz pod górę Liwocz - 1.5km w obszarze Rezerwatu Przyrody Liwocz.
Sanktuarium na wierzchołku góry z tarasem widokowym.
Widok z Liwocza - bezcenne. Są rzeczy których nie można kupić za wszystkie inne zapłacisz kartą ;-)
Dla odmiany - Góra Liwocz od drugiej strony ;-)
Mój mały bTwinek oparty o fontannę na rynku w Ryglicach.
Jeziorko na rozstaju dróg w Ryglicach.
Jazda w kierunku tęczy - coś na wzór Lucky Lucka ;-)
Zagórzany - każdy podjazd musi się kiedyś skończyć zjazdem ;-)
A to zdjęcie specjalnie z myślą o Kajmanie - widok na stare miasto w Bieczu - wybacz, że nie wjechałem do centrum ale zaczynało mi już chlupać w butach ;-)
Kożystając z okazji, że wczoraj zacząłem w końcu upragniony wolny weekend przyjechałem w rodzinne strony w okolice Jasła. Oczywiście nie zapomniałem zabrać ze sobą mojego bTwinka. Mimo, że pogoda nie najlepsza wybrałem moment kiedy akurat zaświeciło słońce i postanowiłem na nim trochę pobrykać - a u nas na podkarpaciu to naprawdę jest gdzie - całkiem dobre drogi, dla każdego coś się znajdzie i płaskie trasy, długie podjazdy i szybkie zjazdy czyli czego dusza zapragnie. Z Warzyc (miejscowość niedaleko Jasła) wybrałem się do Frysztaka drogą nr 988, nowiutki asfalcik, niewielki ruch, fajne górki. W okolicach Lubli padł mój jak dotąd największy rekord prędkości 66,72km/h. Może by było nawet z 67 ale już potwornie zaczynałem się bać czy aby mi któreś koło nie odpadnie ;-) We Frysztaku skręciłem w lewo i przejechałem gminną mało uczęszczaną a całkiem fajną drogą przez Gogołów do Kleci. W Gogołowie zrobiłem zdjęcie drewnianego zabytkowego kościoła (jak nauczę sie wklejać zdjęcia to napewno je wkleję;-). Z Kleci 73ką w kierunku Jasła. Niestety w Kołaczych pierwszy raz dopadła mnie ulewa. Przeczekałem chwilę pod jakimś sklepem ale nie za długo bo w miejscu nie ustoję i pojechałem dalej do Jasła. Tu mimo, że droga dość ruchliwa to jest nowy asfalt i prawie na całej długości jest pobocze więc poboczem pruje się jak po szosie ;-) W Jaśle przywitało mnie przepiękne słoneczko, co zachęciło mnie do dalszej jazdy. Ulicą Floriańską dojechałem do Wolicy, dalej Czeluśnica, Umieszcz, Tarnowiec i w Tarnowcu znowu ulewa :-( chciałem zrobić jeszcze kilka kilometrów w stronę Jedlicza i Odrzykonia a tam to bym mógł fotkę zamku zrobić, ale ze względu na pogodę pojechałem do Szebni a z tamtąd 28ką spowrotem do Warzyc.
Wynik słabiutki - tylko 66,16km ale przynajmniej przekroczyłem 1000 na bTwinku, jak dotychczas nic się w nim odpukać nie zepsuło - jedynie w tylnim kole będzie trzeba jedną szprychę dokręcić no i to szalone 66,72km/h wiatr we włosach ;-)
Tak mniej więcej wyglądała moja trasa - metodą prób i błędów udało mi się w końcu wsadzić mapkę - Kajman byłby ze mnie dumny jakby zobaczył moje osiągnięcia informatyczne ;-)
A ze względu na to, że mój rower skończył już pierwsze 1000km kupiłem mu z tej okazji czujnnik kadencji i pulsometr Sigma PC 15, w poniedziałek spodziewam się przesyłki i jak wrócę do Krakowa to zakładam, a przy okazji będę miał ciekawsze statystyki.
3 maja, trzeci dzień moich profesjonalnych statystyk, a tu taka beznadziejna pogoda ;-)
Około 16 wyciągnąłem rower na spacer, akutat przestało padać, więc pomknąłem w kierunku Niepołomic przez Brzezie i Grabie, na chwilę wyszło nawet słońce więc postanowiłem zaszaleć, drogą w kierunku Szczurowej pojechałem do Ispiny, w Ispinie skręciłem na Bochnię, w Proszówkach na Kłaj i z Szarowa do Niepołomic.
Fajna traska dla ludzi lubiących płaski teren, zero podjazdów - można całość na jednym przełożeniu przejechać - a jaka średnia ;-). Jeśli chodzi o stan drogi to z Krakowa przez Niepołomice do Ispiny całkiem znośna nawierzchnia, gorzej jest dalej przez Zieloną do Proszówek ale za to przez Kłaj do szarowa jedzie się jak po lustrze. Niestety w Kłaju złapała mnie ostra ulewa, a że zbiżał się wieczór postanowiłem mimo wszystko pedałować i w domu musiałem wyciskać ze skarpetek hektolitry wody ;-)
Ale ponad 100 km zaliczone - konto na BS w końcu do czegoś zobowiązuje ;-)
Dziś wpisałem w końcu dokładne wartości z tego sezonu dla rowerów z mojego licznika Sigma BC 1606L i spróbuję powalczyć o miejsce w pierwszej setce.
Zaraz wsiadam na rower i zaczynam notować ;-)
W związku z tym, że długi weekend nie grzeszy piękną pogodą wybrałem się na szybką rundkę na tor kajakowy w Tyńcu i spowrotem. Wstrzeliłem się, że akurat przez dwie godziny była względnie dobra pogoda :-)
Z Placu Centralnego udałem się na Rynek, gdzie "Pod Adasiem" o 18 zebrała się krakowska Masa Krytyczna. O 18.15 zebrani przejechali ulicami: Grodzką, Podwale, Karmelicka, Al. Mickiewicza, Al. Słowackiego, Al. 29 Listopada, Rakowicka, Lubicz, spowrotem do Rynku, w sumie około 10 km. Po triumfalnym przejeździe postanowiłem zrobić rundkę do toru kajakowego w Tyńcu a w powrotnej drodze spotkałem Mateusza i Betaę - jaki ten świat mały ;-)
W sumie 51,57 km w 2:46 h - średnia niewielka ale to wszystko przez zakorkowane rowerami ulice ;-)